poniedziałek, 25 marca 2013

"Inny" w mieście


Poznań jest miastem studenckim. Wielość uczelni wyższych i różnorodna oferta kierunków studiów sprawia, że do miasta ściągają młodzi ludzie z całego kraju. Poznańska społeczność studencka jest więc grupą wewnętrznie bardzo zróżnicowaną. Tworzą ją osoby pochodzące z małych wiosek, miasteczek, dużych miast, z różnych regionów Polski. Poznań staje się miejscem, w którym spotykają się różne doświadczenia, zwyczaje, związane z poprzednimi miejscami zamieszkania studentów (ale nie tylko), a więc i różne kultury. Pierwsze konfrontacje studentów spoza Poznania z jego mieszkańcami z pewnością mogą wywoływać uczucie obcości, inności zarówno u jednej, jak i drugiej strony. Czasem rodzi to zabawne sytuacje, na przykład te wynikające z nieznajomości gwary poznańskiej, ale zdarzają się pewnie i sytuacje nieprzyjemne. Na początku wzajemnego poznawania uaktywniają się bowiem stereotypy, które utrudniają komunikację (na przykład te dotyczące osób pochodzących ze wsi).

Moja przeprowadzka do Poznania nie wiązała się z jakąś drastyczną zmianą otoczenia. Od urodzenia mieszkałam w Gnieźnie, które od Poznania dzieli zaledwie około 50 km. W Poznaniu bywałam często i już przed rozpoczęciem studiów zdążyłam go sobie w pewnym stopniu oswoić. Poza tym, pozostałam w granicach Wielkopolski. Nie postrzegałam więc Poznania jako miejsca mi obcego i też nie czułam, że to ja jestem tym „Obcym”. Zdarzyło mi się jednak usłyszeć, że „u was, w tym małym Gnieźnie, to się nic nie dzieje”. Wydaje mi się, że ten sąd był wynikiem patrzenia na innych z perspektywy mieszkańca dużego miasta, który z góry dyskredytuje miejsca mniej widoczne na mapie. Stwierdzenie to nie było bowiem poprzedzone ciekawością dotyczącą oferty kulturalnej Gniezna. Wynikało raczej z uprzedzenia.

Miasto, które próbuje przyciągnąć potencjalnych studentów musi stworzyć przekaz, który trafi do ludzi być może bardzo odmiennych od jego mieszkańców. Co więcej, tych „Innych” jest wielu i oni także różnią się od siebie nawzajem. Relacje miasto – student dodatkowo komplikuje to, że osoby odpowiedzialne za tworzenie komunikatów, które miasto kieruje do studentów, pochodzą z innych grup społecznych niż sami studenci. Na problem społeczno-klasowego zróżnicowania między kodującymi producentami i dekodującymi odbiorcami komunikatów wskazał Stuart Hall. Te różnice powodują, że odbiorca może odczytać komunikat zupełnie inaczej niż chciał tego nadawca. Hall podkreślał, że każdy dyskurs, to inny obraz świata. Miasto stara się tworzyć komunikaty, które będą atrakcyjne dla studentów, które będą odpowiedzią na ich potrzeby, stara się mówić językiem, który do studentów trafia. Czasem okazuje się jednak, że te zabiegi nie odnoszą zamierzonych skutków, komunikacja jest nieskuteczna, co jest wynikiem właśnie tego, że nadawcy i odbiorcy żyją w dwóch różnych światach.     

Nie ma nauki wolnej od wartości


 Taką tezę stawiają Norman K. Denzin i Yvonna S. Lincoln we wprowadzeniu do pracy zbiorowej o znamiennym tytule Metody badań jakościowych. Stwierdzają też otwarcie, że nie ma neutralnych badań jakościowych. Każdy  badacz jest bowiem uwikłany we własną biografię, płeć, klasę społeczną, rasę i wiele innych czynników, które determinują jego przekonania i stosunek do różnych zjawisk, także tych, będących przedmiotem jego badań. Z tego powodu badania jakościowe były krytykowane za nienaukowość i subiektywizm przez  zwolenników pozytywistycznej wiary w prawdę wolną od opinii i osobistych poglądów.

Wyznawcy obiektywnej prawdy z pewnością mogliby podobne zarzuty postawić projektowi badawczemu, który realizować będę wraz z pozostałymi członkami  grupy. Jego temat jest nam bowiem bardzo bliski, a w związku z tym zdystansowanie wobec przedmiotu badań jest trudne lub nawet niemożliwe. Relacje między miastem (w tym wypadku jest to Poznań) a młodymi ludźmi, którzy rozważają, gdzie podjąć studia, osobami już studiującymi i absolwentami, bezpośrednio nas dotyczyły, obecnie dotyczą i zapewne w przyszłości będą dotyczyć. Ponadto, osoby, którym będziemy chcieli udzielić głosu, pochodzą z otoczenia, w którym na co dzień funkcjonujemy. Nie uważam jednak, by było to niekorzystne. Wręcz przeciwnie. Ujęcie lokalnego zjawiska z różnych perspektyw (które będziemy mogli poznać, m.in. dzięki możliwości bezpośredniego kontaktu z osobami związanymi z problemem badawczym) umożliwi diagnozę stanu rzeczy, wskaże ewentualne problemy, a  być może także możliwe sposoby ich rozwiązania.